Świeżo ubite masło na domowym chlebie, pieczonym na liściu chrzanu; dywaniki tkane na krośnie i stukot kowalskiego kowadła. 120 kilometrów od stolicy. W najbardziej mazowieckiej wsi na Mazowszu.
Wieś zajmuje 60 hektarów, ogrodzonych i pilnowanych dzień i noc niczym osiedle strzeżone na warszawskim Wilanowie. A wszystko to dla 11 lichych zagród, jednej krowy, stada kur, gęsi i kóz. Chatki pobielone, czasami z dodatkiem ultramaryny – ze słomianymi strzechami i klepiskiem zamiast podłogi, ale za to z wybujałymi malwami u okien. Pilnować ich trzeba jak skarbu, bo takich na Mazowszu już się nie spotka. Tylko tutaj, w skansenie – w Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu.
Dworski kasztanowiec
Po placu przed bramą, gdzie teraz parkują samochody na warszawskich i płockich numerach, przed wojną jeździły lśniące czarne bryczki, a zimą – sanie wyściełane ciepłymi skórami (można je obejrzeć w wozowni). W drodze do pobliskiego dworu w ówczesnym majątku ziemskim Bojanowo miały piękny ogród, po którym pozostał tylko jeden kasztanowiec. Ale w takim miejscu nawet zieleń powinna być „z epoki”, więc skierniewicki Instytut Sadownictwa i Kwiaciarstwa wyhodował drzewa owocowe dawnych odmian. Przy domostwach rosną więc grusze i jabłonie, a wzdłuż jedynej we wsi drogi (dlatego wieś zwana była rzędówką) – sterczą wierzby i brzozy. Za ich szpalerem ciągną się pola zbóż upstrzone strachami na wróble, które odwiedzające skansen dzieci znają tylko z bajek.
Joanna Jureczko-Wilk/GN Takie widoki to tylko w Sierpcu Za to w przydomowych ogródkach, ogrodzonych płotkiem utkanym z patyków (niezwykle wytrzymałym, szczególnie gdy deszczówka naniesie i uszczelni go mułem), kolorowo od kapust, buraków, dyń, koperku, żółto-pomarańczowych nagietków, słoneczników i nasturcji. I zamiast satelitarnych anten, na sztachetach suszą się gliniane garnki.
Herbatka u państwa
Jak przystało na porządną wieś sprzed ponad stu lat, ma drewniany kościół z dzwonnicą (przeniesiony z Drążdżewa), XVII-wieczną kaplicę, karczmę z Sochocina, czynną kuźnię, wiatrak, zabudowania folwarczne i oczywiście dwór – postawiony w miejscu dawnego drewnianego, należącego przed wojną do rodziny cenionego lekarza Franciszka Piaseczyńskiego.
Z okwieconym gankiem, rzeźbionymi meblami w salonie, fortepianem, odrębną sypialnią dla państwa i gabinetem wyłożonym skórami z upolowanych dzików. A w sieni, jak wizytówka na ścianie, okazała kolekcja poroża zdobyta na polowaniach przez pana domu. W kuchni same specjały: na ławach stygną gorące bochny chleba, suszą się wiązki kopru, kiszą ogórki, w rzędach stoją domowe nalewki i konfitury z płóciennymi przykrywkami, a na piecu skwierczy pieczyste. Tak zapewne kuchnia tętniła życiem sto lat temu. Teraz soczyste mięsiwa, drożdżowe baby i domowy chleb zamiast dworskiej służby przygotowały plastyczki i etnografki – tak by wyglądały jak prawdziwe i u zwiedzających wywoływały burczenie w brzuchu.
Tu na zawsze jest klepisko
W małych dwuizbowych chałupkach, przeniesionych do Sierpca deseczka po deseczce z różnych części Mazowsza, tak bogato już nie jest. W niewielkiej pokojo-sypialnio-kuchni stoją łóżko, czasami z kołyską, piec i stół z pasyjką, figurkami Matki Bożej i Sercem Pana Jezusa. Ale stół nie służył do jedzenia, bo wielodzietna rodzina jadała przy niskiej ławie. Drugą izbę zazwyczaj zamieszkiwali starsi rodzice. Mieli w niej osobny piec, żeby gospody-nie-kucharki nie kłóciły się przy garnkach.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...