Papież i jego generał

Ta książka dopiero się pojawi w sprzedaży. Już dziś jednak publikujemy jej pierwszy rozdział. Enrico Marinelli opowiada o potajemnych górskich eskapadach Jana Pawła II.




9 lipca cały dzień padało. Deszcz może nie był ulewny, ale za to nieustanny. Nie powstrzymało to jednak Papieża, który wybrał się na bardzo długi spacer, chociaż nie mógł udać się – czego bardzo by chciał – w wysokie góry. W Val De Palu zatrzymaliśmy się na krótki postój w domu jakiegoś emeryta, który rozpoznawszy Ojca Świętego, zaoferował mu regionalny napój. Wszystkim nam bardzo on posmakował. Ponieważ staruszek ów nie stronił od wina, był przez to znany w okolicy z przedziwnych opowieści, którym nikt nie dawał wiary ni posłuchu. Kiedy zatem opowiedział wszystkim, że gościł samego Jana Pawła II, nikt mu oczywiście nie uwierzył. Jednak – ku zdumieniu innych mieszkańców Cadore – wersja zdarzeń opowiedziana przez emeryta została potem oficjalnie potwierdzona przez księdza prałata Nicoliniego.
Do Lorenzago wróciliśmy o 14.30. W czasie naszego wyjazdu nie było z nami profesora Renato Buzzonettiego, osobistego lekarza Papieża. Zastępował go profesor Sabato, świetny i młody lekarz z I Uniwersytetu w Rzymie.

10 lipca był przepięknym dniem. O godzinie 9.20, po odprawieniu mszy świętej i spożyciu śniadania, wyjechaliśmy w kierunku Val Grande, skąd rozpoczęła się bardzo wyczerpująca (przynajmniej dla nas) wędrówka do schroniska Berti, na wysokości 1950 metrów n.p.m. Do schroniska dotarliśmy około 13.30. Zjedliśmy drugie śniadanie i Ojciec Święty uciął sobie krótką drzemkę. Schodząc, dotarliśmy do tego samego punktu, skąd wyruszyliśmy. Wróciliśmy do Castello Mirabello około 17.30. Podczas tej wyprawy Jana Pawła II rozpoznał jakiś chłopiec, który miał około sześciu lat, i bez żadnego strachu towarzyszył mu w schodzeniu z gór, trzymając go cały czas za rękę. Przez całą drogę obaj rozmawiali. Nikt nie wie, o czym tak rozprawiali, ale jedno jest pewne: na koniec stali się bardzo dobrymi przyjaciółmi i rozstali się niczym starzy znajomi. Kto ich zobaczył z daleka, bez wątpienia mógł sobie pomyśleć, że widzi dziadka razem ze swoim wnukiem. Chłopiec był synem małżeństwa z Republiki Federalnej Niemiec, które spędzało w tych okolicach urlop. Kiedy przejmowali od Papieża swoją latorośl, Jan Paweł II serdecznie ich pozdrowił i podarował im różaniec.

Również w sobotę, jakby w rekompensacie za dżdżysty czwartek, pogoda była świetna. Pieszo dotarliśmy do San Nicolo di Comelico, a potem w mniej niż dwie godziny do Monte Zovo. Podczas krótkiej przerwy Ojciec Święty przywołał mnie do siebie. Był pogrążony w kontemplacji niepowtarzalnego piękna zieleni, w której tonęły góry. Zapytał mnie, czego doświadczam, patrząc na te góry, i w jaki sposób mógłbym zdefiniować kolory, jakie widziałem. Odpowiedziałem, że ten piękny widok przepełnia mnie szczęściem i zaprasza do refleksji. Papież natomiast w odpowiedzi rzekł: „Ta zieleń jest radosna!”. Potem szliśmy dalej aż do Costalty (jedna z wiosek regionu San Pietro di Cadore).
«« | « | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości