Ta książka dopiero się pojawi w sprzedaży. Już dziś jednak publikujemy jej pierwszy rozdział. Enrico Marinelli opowiada o potajemnych górskich eskapadach Jana Pawła II.
Lorenzago del Cadore
Do tej pory opisywałem tylko krótkie, jednodniowe wyjazdy Papieża w góry, natomiast nie wspomniałem jeszcze o równie krótkich okresach wakacji Jana Pawła II. Ojciec Święty miał skrupuły, żeby porzucić swoje obowiązki na kilka godzin, a tym bardziej na kilka dni. Podczas jednej z wypraw w góry Abruzji nasz kochany Papież kilkakrotnie powtórzył, że chociaż te krótkie wyjazdy z Watykanu są dla niego wspaniałą okazją do odpoczynku, a także do modlitwy i kontemplacji (w pięknym otoczeniu gór i przyrody), to jednak są dla niego również powodem do zmartwienia, gdyż uważał, że poprzez swoje wyjazdy tylko dokłada obowiązków osobom, które mu towarzyszyły. Przede wszystkim jednak Jan Paweł II uważał, że te krótkie okresy odpoczynku stanowią – w pewnym sensie – obrazę Boga ze względu na to, iż w tym czasie nie wypełniał (bezpośrednio) swoich obowiązków duszpasterskich. Na koniec jednej z takich wypraw, przed wyjazdem do Rzymu, Ojciec Święty przywołał mnie do siebie, jak to zwykle czynił, zdjął czapkę i powiedział dosłownie: „Nie zasłużyłem sobie”.
Jan Paweł II miał zwyczaj zamieniać kilka słów z osobami, które mu zwykle towarzyszyły, w tym również ze mną. Pewnego razu, w Camerata Nuova, przywołał mnie do siebie i – będąc tego dnia w wyjątkowo dobrym humorze – powiedział mi, że dzięki tym wycieczkom razem z nim stałem się lepszym sportsmenem. Rzeczywiście, trochę ostatnio schudłem. Wykorzystując dobry nastrój Papieża i jego chęć do rozmowy, pozwoliłem sobie zasugerować – zgodnie ze wcześniejszymi rozmowami z jego sekretarzem księdzem Stanisławem Dziwiszem – że nadszedł stosowny czas, aby także on, jak każdy inny człowiek, udzielił sobie krótkiego urlopu w czasie lata i dobrze wypoczął. Taki wypoczynek przecież bardzo by mu się przydał, aby wzmocnić siły fizyczne i duchowe, szczególnie wobec zbliżających się obowiązków związanych z końcem drugiego tysiąclecia, który był wprawdzie jeszcze odległy w czasie, ale koniec wieku już „pukał do drzwi”. Ojciec Święty odpowiedział, że taka decyzja nie spotkałaby się z dobrym przyjęciem i zrozumieniem ze strony większości wiernych nie tylko we Włoszech, ale i na całym świecie. Ta jego troska nie była całkiem pozbawiona podstaw – wierni rzeczywiście nie rozumieli i nie znali trybu życia papieży, którzy przed Janem Pawłem II byli bardzo dalecy i nieosiągalni dla zwykłego ludu, od którego dzieliła ich pewnego rodzaju mistyczna bariera.
Ale inaczej było z Janem Pawłem II. On, od pierwszych dni swojego pontyfikatu, poszedł pomiędzy tłumy i oddał się im całkowicie, z entuzjazmem, gorliwością i duchem służenia właściwym dla młodych i pokornych księży. Na szczęście czas płynie i mentalność ludzi zmienia się na lepsze bardzo szybko. Byłem przekonany o tym, że wierni bardzo kochają swojego Papieża. Sposób pracy i nowinki, jakie wdrażał w czasie wykonywania swojej pasterskiej posługi, spotykały się z całkowitą akceptacją nie tylko ze strony starszych osób, ale przede wszystkim ze strony młodzieży. Przecież było czymś niemożliwym myśleć, że Jan Paweł II mógł oddawać się ciągle i całkowicie swoim obowiązkom (według mnie ponadludzkim), nie zachowując minimum czasu na konieczny odpoczynek.