Ta książka dopiero się pojawi w sprzedaży. Już dziś jednak publikujemy jej pierwszy rozdział. Enrico Marinelli opowiada o potajemnych górskich eskapadach Jana Pawła II.
Wróciłem do Rzymu i natychmiast zostałem wezwany przez szefa policji, wspomnianego już prefekta Parisiego, aby zdać dokładną relację i przedstawić plany ochrony Papieża i terenu, na którym będzie się znajdował. Mój raport został przyjęty przez ministerstwo i w trybie tajnym przesłany do różnych osób odpowiedzialnych za policję na szczeblach wojewódzkich, do wszystkich włoskich komend i prefektur oraz do głównej siedziby karabinierów. W dokumencie tym w sposób jasny i zdecydowany prosiłem wszystkie lokalne służby porządkowe, aby w ogóle nie interesowały się wyjazdami Ojca Świętego z willi i aby odpowiedzialność za ochronę osoby Jana Pawła II całkowicie zostawiły inspektoratowi.
7 lipca o godzinie 17.00 Papież, jak to było przewidziane w programie, wylądował na lotnisku wojskowym w Treviso, przybywając samolotem należącym do Rady Ministrów. Tam czekał na niego helikopter, który przewiózł go do Lorenzago del Cadore, niedaleko willi, w której miał mieszkać przez następny tydzień. Następnego dnia, o godzinie 9.30, niewielka kolumna samochodów – samochód wiozący Ojca Świętego jechał pomiędzy dwoma autami Inspektoratu Bezpieczeństwa (w jednym z nich znajdowałem się i ja) – wyjechała z Lorenzago w kierunku Stizzinoi, przejeżdżając przez Stabiere Pupenego i Val De Palu. W Averto nasi agenci poprzedzający kolumnę z Janem Paweł II zauważyli pewnego fotografa, który uzbrojony w teleobiektyw czekał na przejazd Ojca Świętego. Był to pewien znany nam trzydziestoośmiolatek z jednej z rzymskich gazet. Został on grzecznie przeproszony i doradzono mu, aby więcej nie próbował robić takich zdjęć. Korzystając z tej okazji, wydaliśmy oświadczenie do prasy, której wielu przedstawicieli znajdowało się w Lorenzago del Cadore (pośród nich byli dziennikarze będący naszymi prawdziwymi przyjaciółmi, przedstawiciele ważnych agencji informacyjnych takich jak Ansa, Italia czy Reuter oraz wielu ważnych gazet), aby wszyscy fotoreporterzy całkowicie wstrzymali się od prób fotografowania Papieża na urlopie. Powiedzieliśmy jasno, iż żadna z takich inicjatyw nie spotka się z miłym odbiorem z naszej strony i jeśli spotkamy się z próbą złamania tego zakazu, będziemy interweniować ostro i zdecydowanie, oczywiście w zakresie dozwolonym przez prawo.
Jednocześnie nie chcieliśmy przeszkadzać dziennikarzom w wykonywaniu ich pracy, albowiem ten właśnie wyjazd Jana Pawła II – w przeciwieństwie do innych krótkich wypadów w góry – został oficjalnie upubliczniony. W związku z tym wicedyrektor Biura Prasowego przy Watykanie ksiądz prałat Giulio Nicolini, pod nieobecność dyrektora Joaquina Navarro-Vallsa, postanowił spotykać się codziennie z dziennikarzami, aby przekazywać im informacje o tym, jak Papież spędził dzień i w jakich miejscach przebywał, dając im w ten sposób z pierwszej ręki materiał do artykułów. Takie rozwiązanie zostało dobrze przyjęte przez dziennikarzy, chociaż następnego dnia kilku fotoreporterów próbowało ponownie „wkręcić się” pomiędzy samochody ochrony a samochód Ojca Świętego, czemu oczywiście natychmiast zapobiegliśmy. Potem jednak podobne epizody nie miały już miejsca i dziennikarze wykazali wysoki poziom kultury i dyskrecji, co docenił przede wszystkim sam Jan Paweł II.