Na deskach stołecznego Teatru Guliwer wzruszający widok: pełna widownia zasłuchanych maluszków. Pani na scenie wygłasza pogadankę. Mówi o magii teatru, o jego tajemnicach, o tych, którzy go tworzą.
"Bezimienne dzieło" Witkacego w reżyserii Jana Englerta wyraża wszystkie lęki obecne w twórczości autora, które dziś docierają do nas ze zdwojoną mocą.
Widzów czeka pełna subtelnego liryzmu baśń o Wodniczku, królewnie i trzech złotych, magicznych włosach.
Chrześcijaństwo i islam to dziś największe religie świata. Historia ich wzajemnych relacji jest długa i zawiła, niejednokrotnie naznaczona niezrozumieniem, które stawało się przyczynkiem do otwartego konfliktu.
Anglia ma Kubę Rozpruwacza, Niemcy swego „upiora” z Düsseldorfu, Ameryka dusiciela z Bostonu i Teda Bundy. Polsce zostaje tylko on – Zdzisław Marchwicki, wampir z Zagłębia.
Historia przedstawiona w Linczu przypomina opowieści znane wszystkim z westernów.
Po tym koncercie ludzie wychodzili z kościoła uśmiechnięci, „lżejsi”, pełni nadziei. A sami artyści mówią, że dzięki śpiewaniu otrzymują wiele łask, za które są Bogu wdzięczni.
Mieszkańcy warmińskiego Reszla przygotowują się do widowiska plenerowego nawiązującego do procesu i spalenia na stosie przed 200 laty ostatniej czarownicy w Europie, Barbary Zdunk. Był to ostatni taki proces i egzekucja w nowożytnej Europie.
Widzimy klasyczne, typowe przedstawienie sądu ostatecznego. Górną część kompozycji zajmuje niebieski trybunał.