Ubrać kogoś to tyle co nadać mu znaczenie: poniżyć, wyśmiać lub uszlachetnić. Na historię Holokaustu Karolina Sulej patrzy przez pryzmat mody w obozach zagłady.
Około 20 lat temu na śląskich drogach widywało się jeszcze często starsze Ślązoczki ubrane w stroje regionalne. Mówiło się, że są obleczone po chłopsku.
To ona prała bieliznę ojca Pio, jego zakrwawione rękawiczki, ubrania. Opiekowała się nim i troszczyła jak kochająca siostra. Cleonice Morcaldi była córką duchową świętego kapucyna.
Dwie kobiety ubrane na czarno klęczą przy grobie udekorowanym świeżymi kwiatami. Ich bliski zmarł niedawno. Możemy się domyślać, że był ich mężem i ojcem.
Ubrania z napisami w śląskiej gwarze dla dzieci i dorosłych, biżuteria z węgla, czy fototapeta z kombajnem górniczym - coraz częściej rzeczy o śląskim rodowodzie to modne gadżety.
Możemy się dziwić, że pastuszkowie, choć ubrani skromnie i z kijami w rękach, przyjmują arystokratyczne pozy i patrzą śmiało na nas.
Z obrazu patrzy w naszą stronę ubogo ubrany mężczyzna o ogorzałej twarzy. Tuż za nim widzimy potężny łeb byka. Czyżbyśmy mieli do czynienia z portretem pasterza bydła?
Jeszcze niedawno był bożyszczem i najbardziej rozchwytywanym aktorem przedwojennej Polski. Celebrytą w czasach, gdy nie znano tego określenia, najlepiej ubranym mężczyzną stolicy. W łagrze NKWD „amant niebanalny” stał się wrakiem.
Lata 50., szara Polska, senne miasteczko, zagubiona w czasie prowincja. Niespodzianie z Anglii powraca Fabian – „brat marnotrawny”. Ma za dużo bagażu, zbyt kolorowe ubrania, w ręku puzon, a w sercu swing.
Była trzecia w nocy, kiedy na hasło: „Falke”, czyli „Sokół”, granicę na Śląsku przekroczyły setki mężczyzn w cywilnych ubraniach, ale z czerwonymi opaskami ze swastyką.