Klasyka kina. Wielki film, z genialną kreacją Roberta De Niro.
Rzeźba byka o wysokości 9 metrów wita wszystkich przybyłych do Wenecji. Dzieło ustawione nad Canal Grande przypomina o trwającym karnawale i jego kilkusetletniej tradycji, a jednocześnie ma odstraszyć mróz, który nęka miasto.
Z obrazu patrzy w naszą stronę ubogo ubrany mężczyzna o ogorzałej twarzy. Tuż za nim widzimy potężny łeb byka. Czyżbyśmy mieli do czynienia z portretem pasterza bydła?
Taylor Marshall, nawrócony na katolicyzm pastor episkopalny z Teksasu przekonuje, że Tatankę Yotankę (Siedzący Byk w języku dakota) ochrzcił francuski jezuita o. Pierre-Jean De Smet.
Święty Marek śmiało patrzy nam w oczy. Identycznie spogląda na nas towarzyszący mu lew.
Słowa „film chrześcijański w duchu” działają na wpływowe środowiska przemysłu filmowego jak płachta na byka.
Indianie nie odeszli wraz ze śmiercią najsłynniejszych wodzów, takich jak Siedzący Byk czy Szalony Koń.
Siedzący Byk, Szalony Koń i Czerwona Chmura nieraz władali naszą wyobraźnią. O tym ostatnim wiemy jednak zaskakująco mało.
Namalowani na pierwszym planie kapłani prowadzący ofiarnego byka uciekają w panice przed widoczną w prawym górnym rogu postacią anioła niosącego kielich i Hostię.
Każdy z czterech Ewangelistów ma swój symbol: Jan – orła, Marek – lwa, Łukasz – byka, a Mateusz – anioła. W tym ostatnim przypadku to nawiązanie do początku Ewangelii św. Mateusza.