Piesze szwędania. Na pierwszą wycieczkę poszli Paweł, jego dziewczyna i pies. Teraz standard to 30–40 osób. Spotykają się prawie co tydzień. I nie przeszkadza im, że pochodzą i ze Śląska, i z… Zagłębia.
Mamy takiego Andrzeja z Sosnowca, kibica Zagłębia Sosnowiec. Po murach nie pisze, ludzi nie bije, ale jest wiernym kibicem swojej drużyny. I mamy Stefana ze Świętochłowic, kibica Ruchu Chorzów. Spotykają się i słyszę komentarze: „Pamiętasz, jak w ‘72 r. wam dokopaliśmy?”...
Stefan wiele wycieczek zrobił w rejonie Chorzowa, Świętochłowic, Rudy, Bytomia i Andrzej zawsze starał się na nie bardzo dobrze przygotować. Z kolei jak Andrzej oprowadzał po Sosnowcu, to Stefan pojawiał się z jakimś przewodnikiem i była zażarta dyskusja. Jeden drugiego uzupełniał, ale na wesoło – mówi Paweł Graja, inicjator Śląsko-Zagłębiowskich Szwędań Okolicznych, cyklu pieszych wycieczek organizowanych od 2012 r. dla Centrum Kultury Katowice, oraz wycieczek organizowanych od 2014 r. dla Instytucji Kultury Katowice – Miasto Ogrodów.
Fin po polsku
Jakiś czas temu uczestnicy wypraw odwiedzili katowicki Giszowiec. Oprowadzał ich jeden ze „szwędaczy”, Michał z Tychów, który, jak się okazało, całe dzieciństwo spędził właśnie na Giszowcu. Swoich kolegów zaprowadził na najstarsze w Polsce… pole golfowe. W 1926 r. wybudowali je Amerykanie. Kiedy Michał był dzieckiem, chodził tam grać w piłkę. Później teren ten się zapadł i powstał staw. Dziś jedyną pozostałością po giszowieckim golfie jest betonowa ławeczka z 1926 r. usytuowana w środku lasu.
W cyklicznych wycieczkach uczestniczą ludzie z różnych miast Górnego Śląska i Zagłębia: od Myszkowa po Zabrze, przez Tychy, Pszczynę, Dąbrowę Górniczą. Najmłodszy ze „szwędaczy” miał 1,5 roku, najstarsze panie mają jakieś 75–80 lat. – Pochodzimy z różnych miast, mamy różne doświadczenia życiowe, wykształcenie, ale szczególną wartością wycieczek jest to, że w czasach kiedy jeden zamyka się na drugiego, ci ludzie chcą się ze sobą spotykać – precyzuje Paweł. Chodzą niezależnie od pogody i pory roku. I żadna z ponad 70 wycieczek nie została odwołana. Nawet ta, w której poza 5-osobową rodziną, będącą przewodnikiem wyprawy po Tarnowskich Górach, uczestniczyli tylko Paweł, jego dziewczyna i pies.
„Szwędacze” przemierzają od 10 do 20 km. To wypady jednodniowe, dwa z nich odbyły się nawet nocą. Niektóre trasy wymyśla Paweł, pomysły na inne podsuwają sami uczestnicy. – Wycieczki są zawsze pełne niespodzianek, często improwizujemy – wyjaśnia. W drodze poznają kulturę i historię związane z odwiedzanymi rejonami. Ważne jest dla nich także to, żeby ze sobą pobyć, porozmawiać w grupie dobrych znajomych, poznać nowe osoby.
Jakiś czas temu odwiedzili miejsce pokopalnianych stawów w Kochłowicach, w pobliżu których „za poprzedniej epoki” znajdowały się ośrodki wypoczynkowe. – Przechodziliśmy sobie obok kolonii jednorodzinnych parterowych domków, które powstały w okresie międzywojennym. Jeden z uczestników wycieczki zagadał do kobiety tam mieszkającej, zdziwionej, że ok. 50 osób maszeruje po osiedlu. Ten kolega notabene jest Finem i po polsku wytłumaczył, co robimy, na co ona: „To może chcielibyście zwiedzić mój dom?”. Cała grupa przedefilowała więc przez mieszkanie tej starszej pani, a ona opowiedziała nam jeszcze historię swojej rodziny – wspomina Paweł.
Tajemniczy kamieniołom
Innym razem spod siedziby Centrum Kultury „szwędacze” udali się w stronę Janowa i Nikiszowca w Katowicach. Minęli plac Rady Europy i znajdujący się tam kiedyś cmentarz ewangelicki. Po drugiej stronie ulicy mogli zobaczyć miejsce schronu przeciwatomowego z lat 50. XX w., ukrytego gdzieś w krzakach. Później poznali historie związane z osiedlem Paderewskiego. Poszli dalej Doliną Trzech Stawów. Zatrzymali się przy Kolonii Zuzanna.
Film „mocno kultowy”. Co, ze względu na tematykę, sprawia, że także niepokojący.
Czyli Scorsese jakiego nie znamy. Jakiego się nie spodziewamy. Tymczasem…
Muzykologa i misjonarza. Odkrywcy dzieł muzyki sakralnej latynoamerykańskiego Baroku i Renesansu.