– Zawsze się pisze z tęsknoty – powiedział mi Adam Zagajewski. Odkąd zmarł 21 marca br., czytanie jego poezji jest próbą zmniejszenia tęsknoty za poetą, który już nic nie napisze.
Można przez 60 czy 80 lat codziennie chodzić na Mszę i nawet codziennie przyjmować Komunię Świętą, ale nie doświadczyć żadnej przemiany. Straszne. Ale jest wyjście.
Zachwycająca (to nie jest słowo na wyrost) i przejmująca do szpiku kości okładka. To pierwsze, co rzuca się w oczy.
Paul Verhoeven jest twórcą, który w Europie próbuje być artystą. W Hollywood daje rozrywkę. Jego najnowszy film -„Elle” - miał powstać za Oceanem, ale ostatecznie został zrealizowany we Francji.
Coś wyjątkowego. Cały album poświęcony twórczości wrażliwego do szpiku kości poety.
Wydając „Wilka”, oficyna Iskry symbolicznie zrealizowała zobowiązanie podjęte przez Marka Hłaskę w 1954 roku.
Adamowi Zagajewskiemu jak żadnemu innemu współczesnemu polskiemu poecie udaje się „opiewać okaleczony świat”.
Marek Krajewski odebrał w środę w Katowicach Śląski Wawrzyn Literacki za powieść "W otchłani mroku". Nagrodę przyznali pisarzowi czytelnicy Biblioteki Śląskiej, którzy wzięli udział w plebiscycie na Książkę Roku 2013.
W czasie nawiedzenia parafii dekanatu krościeńskiego było wszystko: łzy, gorąca góralska modlitwa, kolorowe tłumy i konkretne owoce.